Znamy już wyniki konkursu Stowarzyszenia na najciekawszą relację z targów pt. „Moje Gluten Free EXPO” i bardzo miło jest nam je ogłosić :)
Dziękujemy wszystkim, którzy przesłali nam swoje prace. Czytanie ich było niezwykle budujące. Jesteśmy ogromnie szczęśliwi, że Gluten Free EXPO było dla Państwa tak ważnym i wyjątkowym wydarzeniem. Utwierdza nas to w przekonaniu, że bezglutenowcy, niezależnie od wieku, bardzo potrzebują mieć swoje bezglutenowe święto. Tutaj można przeczytać naszą relację z targów wraz z pierwszą serią zdjęć.
A oto zwycięzcy konkursu:
Nagroda główna – relacja Pani Hanny z Bydgoszczy – nagroda: Superkosz wypełniony prezentami od Stowarzyszenia
Wyróżnienie – relacja Pani Dominiki ze Szczecina – nagroda niespodzianka
Wyróżnienie – relacja Pani Ewy z Warszawy – nagroda niespodzianka
Poniżej prezentujemy 3 zwycięskie teksty. Gorąco polecamy lekturę każdego z nich szczególnie tym osobom, które nie mogły uczestniczyć w Gluten Free EXPO. Relacje nie tylko oddają ducha naszej imprezy, ale także podnoszą na duchu :) Teksty zostaną także zamieszczone w jubileuszowym 10 numerze magazynu „Bez glutenu”. Serdecznie gratulujemy!
I miejsce w konkursie – Pani Hanna
Gluten? Jaki gluten? Celiakia? Co to jest? Do tej pory moje życie to pełna beztroska nieświadomość. W bliższej i dalszej rodzinie brak jakichkolwiek alergii, nietolerancji, przewlekłych chorób. Można by rzec „urodzeni pod dobrą gwiazdą”. Ale w życiu równowaga być musi – i pewnego dnia padła na mnie diagnoza – celiakia. Hm… co to, co się z tym robi?
Lekarz, internet – gdzie szukać pomocy, informacji? Stowarzyszenie? Jakie stowarzyszenie? Nie! Nie będę integrować się z ludźmi tylko dlatego, że nie mogę jeść mąki, niech sobie będą w jakimś tam stowarzyszeniu, ja nie! Etap buntu i wypierania diagnozy był dosyć krótki, ale nie złamał mnie i dietę trzymałam. Dojrzewałam do choroby, do bycia członkiem Stowarzyszenia.
Pierwsze materiały ze Stowarzyszenia przeczytane, setki informacji z sieci przejrzane. Kuchnia przeorganizowana, pierwsze próby pieczenia, gotowania też zaliczone. Jednak czegoś dalej brakowało…
Targi Gluten Free EXPO 2018 – decyzja męża „jedziemy”. Mówię „nie”. Jeszcze nie zwariowałam, żeby jechać 250 km pooglądać chlebki, mąki i ciasteczka tylko dlatego, że przyplątała się jakaś tam celiakia. Ja jestem chora a nie modna, a targi w stolicy to pewnie czysta komercja, odpowiedź na modę. Mąż się nie poddał – nocleg zarezerwowany na cały weekend, plan zwiedzania stolicy i pokazania ciekawych miejsc dziecku też, więc odwrotu nie ma. Jedziemy.
W piątek przejście przez drzwi sali centrum targowego było jak wejście do innego świata. Do mojego świata. I w tej chwili odnalazłam to, czego brakowało mi do tej pory. Ludzi takich jak ja. Wszyscy tam mówili jakby tym samym językiem, czuli to samo. Nagle zniknęło poczucie skrępowania chorobą. Coś jakby magicznego, co jest absolutnie nie do zrozumienia i niemożliwe do odczucia przez osobę zdrową – mnie sprzed roku. Przeszliśmy wszystkie stoiska wystawców – na każdym byli ludzie, którzy odpowiadali na wszystkie pytania bez tego wzroku pełnego politowania, że kolejna padła ofiarą modowego szału bezglutenowego. Wiedza, podejście do drugiego człowieka, całkowite zrozumienie i akceptacja problemu – pięknie. Tego było mi trzeba. Degustacje, możliwość zakupów, to wartości dodane tego dnia. Lody w wafelku bezpieczne dla mnie – marzenia są czasem tak małe, a jednak tak duże. Mąż z synem spędzili dużo czasu w strefie dla dzieci – fantastycznie przygotowanej dla maluchów. Widziałam dzieci w fartuszkach, które brały udział w warsztatach kulinarnych – jakie to musi być dla nich miłe, że są zauważani, zaopiekowani i w tak interesujący sposób pokazuje się im, że można, jeśli się tylko chce. Na scenie i na sali rozpoznałam parę osób ze Stowarzyszenia – nagle stali się jakby bardziej autentyczni, prawdziwi, a to co robią, to nie tylko strona w internecie. Wywiady z ciekawymi ludźmi, porady dietetyczne, możliwość wykonania badań – to wszystko sprawia, że targi są ciekawsze, ale przede wszystkim dają wiedzę, która nam „bezglutenowcom” jest niezbędna.
Gluten Free Expo mimo mojej początkowej niechęci było czymś wyjątkowym, było czymś co dało mi poczucie przynależności, zrozumienia, akceptacji, pogodzenia z chorobą i szukania w niej mimo wszystko dobrych stron. Słowa jednej z mam, której dziecko choruje na celiakię bardzo trafnie oddają to co dla rodzica ważne „tu nie muszę niczego dziecku zabraniać”.
Z targów wyszliśmy po kilku godzinach. Pełni informacji, zakupów, miłych wrażeń. Od roku nie czułam się ze swoją chorobą tak dobrze. Nie jestem sama i to jest dla mnie najważniejsze co zostało mi po Gluten Free EXPO. I jeszcze jedno – plany na piątą edycję Gluten Free EXPO.
Wyróżnienie – Pani Dominika
Na diecie bezglutenowej jestem ze względu na celiakię, od półtora roku. Zaczęłam od szczecińskiego spotkania stowarzyszeniowego, kilka dni po diagnozie. Dało mi to i wsparcie, że nie będzie tak najgorzej i pewne wskazówki gdzie się udać, co kupić w swoim miejscu zamieszkania. Ludzie, których tam poznałam dali mi moc, która była mi potrzebna w dbaniu o swoje zdrowie.
Wraz z mijającym czasem, będąc na diecie bezglutenowej, zaczęłam się coraz bardziej gubić, popełniać więcej błędów, przestałam wierzyć w skuteczność, nie widziałam efektów na jakie liczyłam. Przez czas na diecie przytyłam ponad 15 kg, pogłębiły się moje wahania nastroju. Czułam się sama. Wychodziłam ze znajomymi na miasto, oni zamawiali pizzę a ja jadłam albo jakieś sałatki, albo frytki, a i to potrafiłam odreagować następnego dnia. Tłumaczenia kelnerkom, że jestem chora i każda ilość może mi zaszkodzić, że przepraszam, że taka jestem i niech się Pani nie gniewa, podejrzliwe oglądanie każdego produktu po kolei – to wszystko jedynie pogarszało moje samopoczucie.
Około 2 tygodni przed targami Gluten Free EXPO 2018, znalazłam informacje o nich na portalu społecznościowym. Zaproponowałam mamie wyjazd do Warszawy. Było to na tyle ważne dla mnie, że był to nasz pierwszy wyjazd, tylko we dwie. Mama mieszka ponad 1000 km ode mnie, rzadko się widujemy, możliwość wyjazdu i połączenia „przyjemnego z pożytecznym” było bardzo emocjonujące. Szybka rezerwacja noclegu, kupno biletów na pociąg i jedziemy! Nie obyło się bez nieplanowanych historii – oparzenie wrzątkiem drugiego stopnia, chwilę po tym jak wyjechałyśmy ze Szczecina. Większą część drogi spędziłam polewając dłonie zimną wodą. Od razu po przyjechaniu do Warszawy szybko na targi. Chciałam jak najszybciej skryć się w cieniu, piękna pogoda była idealna do zwiedzania, jednak na ranę działała jak wcześniej wymieniony wrzątek. Samo wejście na targi zaczęło się dobrze, skorzystałam z pomocy medyków, opatrzyli mi dłonie, byli bardzo mili i ulżyli mi w bólu, za co im serdecznie ponownie dziękuję.
Większość firm znałam. Trochę z Internetu, trochę ze sklepów, trochę z opowiadań. Wiedziałam po co przyjechałam, chciałam się wyluzować i nie musieć się zastanawiać, czy jutro będzie mnie bolał brzuch. Początkowo niepewna, czy aby na pewno wszystko jest bezpieczne, z każdą minutą byłam coraz szczęśliwsza. I nagle, w ciągu chwili poczułam spokój. Chodziłam od stoiska do stoiska, próbowałam wszystkiego. Łzy napływały mi do oczu, tak jak teraz, na samo wspomnienie. Czułam się jak dziecko, które pierwszy raz jest w ogromnym sklepie z zabawkami i może bawić się wszystkim, czym tylko chce. Nie wiedziałam w którą stronę iść, czy ja tu byłam? Czy tego próbowałam? Ludzie, którzy nie patrzyli dziwnie, gdy pytałam o skład, inni zachęcający do skorzystania z oferty, uśmiechnięci sprzedawcy – to budowało atmosferę.
Ważnym dla mnie punktem było miejsce na rozmowy z lekarzami i specjalistami. Znaczną część czasu spędziłam na rozmowie z dietetykiem klinicznym. Była to jedna z ważniejszych rozmów w moim życiu celiaka. Niestety, po diagnozie usłyszałam tylko: „ma pani celiakię, proszę stosować dietę bezglutenową do końca życia. Do widzenia”. Dowiedziałam się, co powinnam zbadać, skonsultować, do jakiego lekarza się udać, gdzie znajdę odpowiedź na różne pytania. Po powrocie do domu umówiłam się na wizyty lekarskie, żeby skonsultować swój stan zdrowia. Za to – dziękuję. Wiem już, co powinnam zmienić, co odstawić, a o co ubogacić swoją dietę. Skontrolowałam już większość wskazanych przez dietetyka rzeczy, rzeczy banalnych, takich jak morfologia, jednak uzupełnionych o takie, na które należy zwrócić uwagę.
Wykłady, wywiady, pokazy to kolejna atrakcyjna część targów. Dobrze, że były wygodne leżaki i krzesła, z wystarczającą moim zdaniem ilością miejsc. Chętnie obejrzałam pokaz kulinarny Karola Okrasy, wysłuchałam z zainteresowaniem wykładu Profesora, dowiedziałam się trochę o tym, co jako przyszła matka z celiakią powinnam zrobić, jak się przygotować, czy i kiedy podawać dziecku gluten, kiedy zacząć je badać.
Mimo, że na targach spędziłam tylko jeden dzień – sobotę, to oprócz tego, że zaopatrzyłam się w nowe produkty, skosztowałam nowe potrawy i dania, to jeszcze poznałam nowe osoby, z którymi utrzymuję kontakt i nawzajem się wspieramy, ubogaciłam swoją wiedzę, ruszyłam z miejsca – robiąc sobie badania i umawiając się do specjalistów i podniosłam się na duchu, że nie jestem z tym sama. Że jest nas więcej i że damy sobie radę. Dziękuję Stowarzyszeniu za możliwość uczestnictwa w tak ważnym dla mnie dniu.
Dominika, Celiaczka, astmatyczka, alergiczka, młoda kobieta, która uczy się walczyć o swoje zdrowie.
Wyróżnienie – Pani Ewa
Po raz kolejny mieliśmy cudowne bezglutenowe święto. Bogaty program i wielość wystawców wywoływały istny zawrót głowy. Co prawda dużą część oferowanych towarów spotykamy na co dzień w sklepach stacjonarnych i w Internecie, jednak możliwość osobistego kontaktu z przedstawicielami firm, a także możliwość degustacji, powodowały niejednokrotnie, że nabieraliśmy przekonania do produktów, które do tej pory omijaliśmy.
Poza zakupami można było uczestniczyć w pokazach gotowania, wysłuchać ciekawych prelekcji, wywiadów, wykonać badania, a także uzyskać poradę lekarską, a dla dzieci – istny raj, od zabaw, konkursów po specjalne warsztaty kulinarne. Wydawać by się mogło, że dzisiaj, gdy nie ma problemu z dostępem do żywności bezglutenowej i przy tak szerokim wyborze takie targi są niepotrzebne. Nic bardziej mylnego, bo poza zakupami, poznaniem różnych nowinek medycznych, dietetycznych, itp. mieliśmy okazję do towarzyskich spotkań z osobami z różnych stron Polski. Często nie pamiętaliśmy nawet swoich imion, wiedzieliśmy tylko, że ci są z Krakowa, ci z Gdańska, ci z Wrocławia etc, etc. ….
Ja odwiedziłam targi i w piątek i w sobotę. Przy wejściu do hali wystawienniczej przybywających witały „błękitne anioły” TEAM EXPO, wręczając każdemu targowy informator. Pierwszego dnia wędrowałam od stoiska do stoiska, uważnie przyglądając się oferowanym produktom. Wybór był tak duży, że nie sposób było powstrzymać się od zakupów. W zasadzie kupowałam produkty, których do tej pory nie znałam. Uzbierało się tego całkiem sporo. Poza zakupami, przy filiżance smakowitej kawy, wysłuchałam ciekawych wywiadów a także obejrzałam niesamowite czary kulinarne firmy Atelier Smaku. Na koniec tego dnia wyszłam z trzema olbrzymimi torbami i postanowieniem, że będzie to koniec zakupów. W sobotę planowałam jedynie posłuchać wywiadów i obejrzeć pokaz kulinarny Karola Okrasy. Szczególnie interesowała mnie rozmowa z dr Iwoną Grobel, dotycząca wpływu glutenu na psychikę. Pani doktor omówiła wyniki niektórych badań naukowych, a także zwróciła uwagę na coraz powszechniejszą współpracę lekarzy zajmujących się celiakią z lekarzami innych specjalności.
Jeżeli chodzi o postanowienie dotyczące zakupów, to oczywiście nie dotrzymałam go. Kolejne dwie duże torby zapełniły się nie wiadomo kiedy. Na swoje usprawiedliwienie miałam to, że produkty niektórych firmy nie są dostępne w Warszawie.
Reasumując: te dwa dni wspólnego świętowania dostarczyły mi wiele przyjemności. Atmosfery panującej na EXPO nie da się opisać żadnymi słowami, ja czułam się tak jak w kochającej, najbliższej rodzinie, zaryzykuję twierdzenie, że nie było to tylko moje odczucie, bo rozmawiając z innymi osobami odniosłam wrażenie, że czują to samo.
Chyba wszyscy odwiedzający targi doceniali to wielkie przedsięwzięcie, ale chyba nie wszyscy zdawali sobie sprawę z mozolnej wielomiesięcznej pracy Zarządu i niektórych Członków Stowarzyszenia wspierających Zarząd, a Wolontariusze byli obecni wszędzie, w błękitnych koszulkach, krążyli wśród zwiedzających udzielając informacji, zbierali podpisy pod petycją, przyjmowali zapisy do Stowarzyszenia, pomagali w strefie badań, etc., etc..
Nasze władze dosłownie „dwoiły się i troiły” przeprowadzając liczne wywiady z zaproszonymi gośćmi, a także udzielały wywiadów różnym mediom, przedstawiając działalność Stowarzyszenia.
Za ten olbrzymi trud i włożone serce należą się Zarządowi i wszystkim osobom wspomagającym to przedsięwzięcie najserdeczniejsze podziękowania. Myślę, że powinniśmy poznać naszych Wolontariuszy z imienia, a może i nazwiska (o ile nie koliduje to z RODO), w najbliższym numerze „Bez glutenu”.
Reasumując: cudowna impreza, każdy rzeczywiście mógł znaleźć coś dla siebie – dla ciała i dla ducha – a świadczyły o tym uśmiechnięte buzie, zarówno tych małych, jak i tych dużych.